sobota, 1 listopada 2014

03.Newcastle

Jade oparła się o framugę drzwi pokoju syna i ziewnęła. Dochodziła szósta nad ranem a ona wyszykowana oczekiwała na przyjazd vana, który zabrać miał ją do studia MTV. Uśmiechnęła się lekko z wiedzą, że jej dzieckiem opiekować się będzie mama Perrie a nie jej chłopak. Wciąż nie zbyt mu ufała.
Usłyszała szept Edwards.
-Dlaczego dzwoniłaś do mojej mamy?-zapytała z wyczuwalnym zarzutem.
-Czy ty dalej nie rozumiesz, że nie ufam Jackowi?-westchnęła i wyminęła przyjaciółkę, która kręciła przez chwilę głową i domknęła drzwi.

-Aaron ile można wołać?-jęknęła Jade wchodząc do pokoju syna. Wszędzie leżało pełno zabawek, ubrań i wiele innych rzeczy, które na pewno nie powinny się tu znajdywać-Co ty do jasnej anieli robisz?-przykucnęła obok chłopczyka unosząc jedną brew ku górze.
-Tytusa wcięło! Mamo znajdź go-powiedział smutnym głosikiem. Miał lekko załzawione oczy.
-To ten twój misiek tak?-zapytała spoglądając na wszystkie półki.
-Tiak ten od cioci Jesy-zanurzył swoje małe rączki w kupce ubrań i kontynuował poszukiwania.
-Ty to chyba coś ze wzrokiem masz!-podniosła syna z ziemi i postawiła obok łóżka-A teraz obejrzyj ten teren dokładnie.
-Tytus!-wykrzyknął radośnie. Poprzecierana przytulanka leżała między poduszkami. Chłopczyk cmoknął mamę w policzek i uśmiechnął się promiennie-No już możemy jechać do babci!
-A bałagan?
-Przecież jest jeszcze ciocia Perrie-zachichotał.

-Tak mamo dojeżdżamy-upewniła swoją rodzicielkę spoglądając na śpiącego syna.
-Za ile będziecie?
-Za pięć minut-skręciła w krętą uliczkę-Dobra kończę. Zaraz będę-nacisnęła na czerwoną słuchawkę i wyhamowała. Niebo ściemniało. Między malutkimi gwiazdami królował księżyc.
Jade wyszła z samochodu i odpięła syna od fotelika.
-Mamo....?-szepnął przez sen szatyn.
-Śpij słonko śpij-ucałowała jego czoło i ostrożnie zamknęła drzwi samochodu.

Jade tak mało razy przyjeżdżała do domu. Starała być tu jak najczęściej. Bynajmniej dla swojego syna, który bardzo lubił tu przyjeżdżać.
Upiła łyk kakaa kiedy na małym pagórku dostrzegła dom, w którym spędziła połowę swojego dzieciństwa. Dom przyjaciółki-Sarah. Tak dawno jej nie widziała... Tak bardzo tęskniła.
Bez zastanowienia zeskoczyła z parapetu i zbiegła na dół.
-A ty gdzie?-zapytał jej straszy brat kiedy ta ubierała kurtkę.
-Do Sarah!-krzyknęła będąc już na dworze.
Mroźne powietrze owiało jej twarz powodując czerwone "placki" na policzkach. Palce zesztywniały ze zimna i lekko posiwiały. Dziewczyna włożyła je do kieszeni swojego płaszczyka.
Wreszcie stanęła pod drzwiami. Tymi samymi co pięć lat temu. Mosiężne czarne drzwi z trzema małymi okienkami na samym środku. Zmarzniętą ręką zapukała do drzwi. Nigdy nie dzwoniła do drzwi (przynajmniej tutaj). Drzwi otworzyła jej starsza kobieta-matka Sarah.
-Jade? Dziecko co ty tu robisz?-zdziwiła się kobieta wpuszczając szatynkę do środka.
-Ja-a przyszłam do Sarah... Jest?-zapytała z ogromną nadzieją.
-Tak! Poczekaj tutaj zaraz ją przyprowadzę dobrze?-dziewczyna pokiwała głową i skierowała się do małej kuchni. Jak zwykle biło z niej ciepło. Lubiła tą atmosferę.
Dawniej czuła się tu jak u siebie a teraz była bardziej skrępowana...? Tak to chyba dobre określenie.
-Jade?-usłyszała za sobą cichy piskliwy głos, który wszystkich przyprawiał o ból głowy, jednak jej to nie przeszkadzało.
-Sarah...-przytuliła ją do siebie-Tęskniłam-szepnęła pociągając znacząco nosem.
Obie znów poczuły się jak małe dziewczynki, które tak bardzo się kochały. Sahar jednak miała żal do Jade, że o niej zapomniała.

Jack zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Nagle białe matowe drzwi uchyliły się ze skrzypnięciem a w nich pojawiła się głowa dziewczyny.
-Już po pracy?-zapytała Perrie wpuszczając go do środka.
-Tak słońce-powiedział muskając jej usta-Perrie nie będę mógł jechać z wami na święta do Newcastle-zagryzł wargę ze stresu. "Zayn też tak robił"-pojawiło się w myślach dziewczyny.
-Dlaczego?-westchnęła odganiając myśli o swoim byłym.
-Moja babcia zachorowała muszę zostać w Londynie-skłamał.
-To ja też zostanę... Mama mieszka tu w Londynie więc nie muszę jechać do Newcastle-wzruszyła ramionami dziewczyna.
-Nie ty jedź.
-Ale może ja chce zostać!-podniosła głos.
-Do cholerny jasnej Perrie! Czy ja wyrażam się nie wyraźnie?! Nie zostajesz!-wykrzyczał z nienawiścią prosto w twarz dziewczyny.
-Jack... Nie masz prawa na mnie krzyczeć.
Za kogo ty się uważasz?!-chłopak zamilkł-Jesteś tylko zadufanym w sobie dupkiem! Wynocha stąd!-wskazała palcem na drzwi i wypchnęła go za nie.
-Mamo...?-usłyszała płaczliwy głos córki.
-Boże Jasmine-przytuliła do siebie córkę kiedy ta coraz bardziej płakała.
-Nie kłóćcie się jusz....-pociągnęła noskiem. Fakt Perrie i Jack coraz częściej podnosili na siebie głos.
-To już się nie powtórzy, obiecuję-pocałowała jej nosek i pogładziła włosy.

Mężczyzna wpił się w usta czerwonowłosej.
-Muszę odreagować kochanie-wysapał między pocałunkami.
Nie wstydził się tego...
Nie czuł się winny...
Kolejny raz z satysfakcją zdradził

Notka:
No jestem kochani!
Z całego serca przepraszam za ten dialog Jade-Aaron, bo mi nie wyszedł no ale cóż! Zdarza się :D
A kłótnia Jarrie? Wyszła nie wyszła? To już wy oceńcie ^^
Chcecie być informowani o nowych rozdziałach? Zostawiajcie swoje usery (twitter) w komentarzach!
Będę wam pisać kiedy dodam nowy rozdziałek :)
Domyślacie się kim jest tajemnicza dwójka z ostatniego fragmentu rozdziału?
xxx


1 komentarz: